Pulmonolog, który rewolucyjną informacją, o możliwości leczenia COVID-19 za pomocą amantadyny (znanego leku, stosowanego w leczeniu m.in. wirusa grypy typu A) pomógł wielu ludziom, czym odważnie wyszedł poza obowiązujące w Polsce normy leczenia.
26 MAJA PRZEMIERZYLIŚMY 750 KM Z POZNANIA DO PRZEMYŚLA, ŻEBY POROZMAWIAĆ Z TYM WYJĄTKOWYM LEKARZEM.
Redakcja: Panie doktorze, żyjemy w czasach pandemii, przez wielu nazywanej pandemią strachu. Lęk przed wirusem COVID-19 napędzają media, a Pan się nie boi i po prostu leczy swoich pacjentów.
Włodzimierz Bodnar: Nie jest prawdą, że wszyscy się boją. Przykładem jest, chociażby szkolenie, na którym uczyłem lekarzy, jak leczyć COVID-19. Przyjechało ok. 20 lekarzy, którzy przyjmowali pacjentów razem ze mną. Jedni byli w maseczkach, inni nie i nie mieli żadnych obaw przed spotkaniem się z ludźmi chorymi. Myślę, że gdyby Ministerstwo Zdrowia pozwoliło bez konsekwencji leczyć pacjentów poza wskazaniami, to wielu lekarzy odważyłoby się to robić. Teraz wielu robi to po kryjomu, nie afi szując się, bo boją się konsekwencji, chociażby ze strony Izby Lekarskiej. Nie działają zgodnie z procedurą. Uważam, że jesteśmy już względnie dobrze przygotowani do leczenia, ponieważ czas daje lekarzom doświadczenie i uczy postępowania z tą chorobą. Owszem, nie jest to choroba łatwa, ale uważam, że spokojnie da się leczyć. W zaawansowanym stadium lek przeciwwirusowy, czy to amantadyna, czy inny, może okazać się niewystarczający. Dlaczego? Otóż wtedy wchodzą już reakcje ogólnoustrojowe i oprócz leczenia przeciwwirusowego, musimy włączyć wiele leków hamujących odczyny, które narosły wskutek infekcji. Jeśli tego nie wyhamujemy, to sam lek przeciwwirusowy, nawet najlepszy, nie wystarczy. Jeśli mamy osoby np. starsze, z powikłaniami czy to będzie narastająca niedoczynność tarczycy, trzustki, nerek, serca, czy zawał, fi nalnie można ponieść porażkę. Gdy ktoś ma chorobę zaawansowaną i np. schorzenia sercowe, może umrzeć na powikłania typowo kardiologiczne – oczywiście na skutek infekcji, ale organizm ma swoją wydolność. Są takie przypadki, gdy pacjent ma COVID- 19, ale umrze na inną chorobę. Jest wiele bardzo złożonych sytuacji i nie można generalizować, aczkolwiek wirus z pewnością przyczynia się do wielu odczynów, powikłań i obciążeń. Jeśli poszukamy światowych doniesień naukowych, możemy powiedzieć jedno – najbardziej efektywne leczenie zawsze będzie na samym początku choroby. Jeśli jest to pierwszy etap, to bardzo często lek przeciwwirusowy może wystarczyć, hamując ekspresję wirusa na organizm. Ale należy pamiętać o jednej rzeczy, z COVID-19 są pewne niespodzianki. Jak wynika z mojej obserwacji, szczególnie u mężczyzn między 30 a 50 r.ż. pojawia się tzw. nadwrażliwość na wirusa, wtedy reakcja organizmu jest bardzo burzliwa, dochodzi do reakcji prozapalnej i jeżeli nie zadziałamy w ciągu kilkunastu godzin, to jego stan zdrowia może dość szybko się pogorszyć, doprowadzając nawet do zgonu w krótkim czasie.
R.: Czyli to dotyczy też ludzi młodych?
W.B.: Tak, dokładnie. To są ludzie, którzy mają bardzo wysoką odporność, a mimo to reakcja jest tak burzliwa, że jeśli jej nie zatrzymamy to, mimo że wy- Doktor Włodzimierz Bodnar. Nazwisko, które w czasie pandemii pojawiało się na ustach Polaków bardzo często. Pulmonolog, który rewolucyjną informacją, o możliwości leczenia COVID-19 za pomocą amantadyny (znanego leku, stosowanego w leczeniu m.in. wirusa grypy typu A) pomógł wielu ludziom, czym odważnie wyszedł poza obowiązujące w Polsce normy leczenia. HARMONIA Twoje zdrowie, Twoja o LIPIEC / SIERPIEŃ 2021 dpowiedzialność | 93 WYWIAD HARMONII dawałoby się, że organizm sobie poradzi, tak nie jest.
R.: W przekazie medialnym za tego głównego winnego podaje się COVID- 19, a wszystkie inne problemy zdrowotne uznawane są za choroby współistniejące.
W.B.: Tu częściowo się zgadzam, dlatego, że gdyby go nie było, to pewnie nie byłoby również tych nasilonych reakcji – to się jedno z drugim wiąże. Nie można odsuwać jednego elementu od drugiego. Gdy coś jest uszkodzone, a dojdzie do tego wirus, to wiadomo, że reakcja będzie dużo gorsza niż u zdrowego człowieka. I to jest normalne.
R.: Czyli to wirus w połączeniu z chorobami współistniejącymi daje taką statystykę?
W.B.: Częściowo tak, bo jeżeli umiemy szybko wyhamować wirusa i opanować powikłania, to wtedy reakcje innych chorób nie muszą mieć znaczenia. Ale to jest cała sztuka leczenia, podejście lekarza oraz wiedza, jakie leki warto użyć i dlaczego. Sztuką jest mieć lekarza doświadczonego np. pulmonologa, bo przykładowo ginekolog tego nie poprowadzi. A widziałem przypadki, gdzie na oddziałach covidowych nie zawsze byli specjaliści...
R.: Wśród lekarzy i specjalistów, którzy w tym temacie doradzają rządowi, chyba brakuje pulmonologów, dlaczego?
W.B.: Ja już pisałem, że nie ma tam ani kardiologów, ani onkologów, ani pulmonologów — są głównie zakaźnicy naukowcy i to pokutuje. Wymiana doświadczeń między lekarzami jest wskazana. Wymaga tego choćby opracowanie schematów, opis powikłań, odczynów płucnych itd. Mało tego, w tej chwili niewiele się mówi o powikłaniach, a natychmiastowego leczenia wymaga wiele tysięcy ludzi, którzy przechorowali COVID-19 w różny sposób. On nie kończy się nawet na ostrym przechorowaniu, często będzie pokutował przez wiele lat, prowadząc do ciężkich zmian narządowych, chorób przewlekłych i ciężkiego inwalidztwa, nawet łącznie ze zgonem. Takich ludzi są setki tysięcy i oni wymagają natychmiastowej pomocy i rehabilitacji. Szkoda, że takich mechanizmów nie opracowano.
R.: Doktorze zapytam raz jeszcze: dlaczego pulmonologów zastępują zakaźnicy?
W.B.: Nie wiem. To nie zależy ode mnie. Jest Ministerstwo Zdrowia, ma od tego ludzi. Kilka osób stamtąd nawet znam, ale nie wiem, z czego to wynika. Może rzeczywiście to dlatego, że nie dopuszcza się innych lekarzy do doradztwa. A szkoda, bo tutaj wiele rzeczy trzeba sprecyzować. Mamy wielu doskonałych lekarzy pulmonologów. Zdziwiony jestem, że nie korzysta się z ich wiedzy.
R.: Pan się nie upiera, że wszystko zaczyna i kończy się na amantadynie. Pan po prostu mówi, że nie mamy powodów, by w nią nie wierzyć, więc możemy ją stosować, dopóki ktoś na podstawie wiedzy badawczej, nie zakwestionuje tej metody leczenia. Mamy problem, więc próbujmy ludziom pomóc.
W.B.: Powiedziałbym inaczej — ja swoją wiedzę i doświadczenie czerpię z efektów zwrotnych. Wiąże się to z leczeniem pacjenta i tym, jak on zdrowieje. To są namacalne dowody, bo to są osoby żywe, które mogą poświadczyć, jak się czują po chorobie, osoby, które mają diagnostykę. Można ich porównać do grupy ludzi nieleczonych i efekt jest rzeczywiście widoczny. Jeśli mówimy o amantadynie, to nie opieram się tylko na swoich doświadczeniach, które rzeczywiście promowałem. Pisałem artykuły, które poszły w cały świat, choć o tym niewiele się mówi. Śledząc informacje ze świata nauki, mamy coraz więcej dowodów, że to, co ja sugerowałem, potwierdza się w badaniach naukowych. Takie badania potwierdziły, że amantadyna powinna być skuteczna w każdym wydaniu koronawirusa. Działa również na mutacje przyszłe. Ostatnio doszły do mnie informacje od badaczy z Pekinu, którzy potwierdzili w badaniach in vitro i in vivo, że amantadyna najprawdopodobniej jest bardzo silnym środkiem, który hamuje odczyny prozapalne, spowodowane przez wirusa.
R.: Wiele osób ma wrażenie, że dyskusja wokół amantadyny rozpoczęła się od Pana. Pan jest prekursorem informacji na ten temat. Czy rzeczywiście ma Pan poczucie, że to dzięki Pana staraniom zostały przekazane pewne środki na badanie amantadyny w naszym kraju?
W.B.: Tylko i wyłącznie. Kiedyś o takie środki wnioskował prof. Konrad Rejdak. To badanie zakończono w kwietniu czy maju 2020 r. i sprawa została zamknięta, bo nie było środków, a raczej były potrzebne na inne badania — bardziej priorytetowe, niż badanie amantadyny. Tylko na skutek moich działań i kilku osób z Ministerstwa te badania zostały zlecone i przypadkiem dostał je prof. Rejdak. Bo on składał wcześniej wniosek.
R.: Prof. Rejdak miał okazję skonsultować z Panem swoją wiedzę, tak?
W.B.: Nie, nigdy ze sobą niczego nie konsultowaliśmy. Zresztą jego założenia odbiegają od dawek zaproponowanych przeze mnie. Z moich obserwacji można jasno wywnioskować, że efektywność działania amantadyny jest zależna od wysokości dawki. Moje dawki proponowane są dwukrotnie wyższe w pierwszym etapie leczenia.
R.: A prof. Barczyk ma takie samo zdanie na temat amantadyny jak Pan?
W.B: Z prof. Barczykiem jest taka sytuacja, że wielu pracowników z jego otoczenia współpracowało ze mną i myślę, że on wszedł w to badanie z przekonania, że ten lek działa. Pan profesor to świetny lekarz, ale jest też typowym naukowcem, robi to z pasją i bardzo chciał, żeby to badanie wyszło. Może za bardzo idealistycznie podszedł do tego tematu. Ja uważam, że ten lek można podać na każdym etapie choroby i nasze zdania tu się różniły.
R.: Za Pana przyczyną granty na badanie amantadyny trafi ły na uczelnie.
W.B.: Dokładnie jedną uczelnię, która te środki rozdziela na różne inne. Wszystko dostaje jeden ośrodek, a pozostałe to jakby podwykonawcy badania. Jeden ośrodek, ten, który granty dostaje, opłaca badanie, fi rmę, która je nadzoruje, lekarzy, infolinię itd. To wszystko wykonuje ośrodek nadzorujący. Aczkolwiek uczelnia nie otrzymuje żadnych środków czy profi tów fi nansowych. Wszystkie pieniądze idą wyłącznie na badanie. Dla uczelni pozostaje ewentualny sukces badania, prestiż i publikacja.
R.: Panie doktorze, a kiedy Pan się spodziewa pierwszych wiążących informacji z tych ośrodków, bo prace rozpoczęły się około marca?
W.B.: Myślę, że nie wcześniej niż na koniec roku. Ale z racji tego, że teraz jest dużo mniej zachorowań i wiele osób leczy się samoistnie, a trafi a do szpitala dopiero w zaawansowanej chorobie, trudniej o pacjentów spełniających kryteria. Nie wiem, z czego to wynika. Czy to jest brak informacji, czy coraz mniej testowania? Są różne podejścia do testów i wiele młodych osób nie idzie do lekarza, a choroba się rozwija. Dlatego tych pacjentów jest garstka. Źle się stało, że te procedury tyle trwały, bo pacjentów rzeczywiście nie ma.
R.: Czy jak już będą efekty badań, to jest szansa, żeby amantadyna weszła do procedur?
W.B.: Boję się, że to może trwać, bo jak składa się wnioski do komisji bioetycznej, to ma się po drodze kilka instytucji, które muszą zatwierdzić badania. Samo stwierdzenie, że lek działa czy nie działa to nie wszystko. Nie chcę znowu z uporem maniaka mówić, że to kwestia dobrej woli, bo ten lek można było dopuścić bez jakichkolwiek badań klinicznych. Tak się robi na świecie i takie przypadki mamy np. w Anglii. Tak się dopuściło m.in. iwermektynę na Słowacji i w Czechach.
R.: Przecież FDA i różne instytucje w Europie już dopuszczały amantadynę, jako lek.
W.B.: To tylko kwestia wskazań. Przecież to lek, który był znany. Zresztą w ostatnich wywiadach prof. Piątak powiedział, że nie widzi toksyczności leku. Chińskie badania, które były publikowane w „Nature”, też pokazywały wysoki pułap bezpieczeństwa amantadyny. Każdy lek może dać objawy niepożądane, ale nie należy ich mylić z objawami ubocznymi — to są dwie różne rzeczy. Objawy niepożądane występują, choć ich nie chcemy. Jeśli odstawimy lek i wszystko wraca do normy, nic nie uszkodziliśmy, to są objawy niepożądane np. bezsenność, podwójne widzenie, pobudzenie lub wzrost ciśnienia. To są objawy, które możemy skorygować innymi lekami. Nie mówimy tu o objawach ubocznych, które uszkadzają coś bezpowrotnie. W przypadku amantadyny tolerancja leku jest bardzo wysoka. Były publikacje, że 1,2 — 2 gr to niby dawka śmiertelna, ale mówimy o dawce jednorazowej (20 kapsułek!) Wtedy można mówić o toksyczności amantadyny, bo przy takim dawkowaniu nie zdąży się wypłukać i może dojść do zatrucia organizmu. Jako lekarze doskonale wiemy, na co lek może zaszkodzić.
R.: Warto wspomnieć, że Pan ten lek przetestował na sobie.
W.B.: Tak. I w moim przypadku nie poczynił żadnych efektów ubocznych. Mało tego, jest to lek o dużej dynamice i dużym potencjale leczenia. Nie tylko będzie działał na wirusa, ale ma też działanie przeciwzapalne, przeciwobrzękowe, przeciwcukrzycowe, zwiększa też dotlenienie komórek. Widzimy to, chociażby w neurologii, gdzie osoby ciężko chore, po urazach, udarach, dostają pochodne amantadyny przez 6 tygodni i to w dawkach 600 mg. na dobę i widać progres w regeneracji układu nerwowego.
R.: Ilu ludziom Pan pomógł u siebie w klinice?
W.B.: Prof. Barczyk mówił, że ja amantadynę podaję na każdym etapie i to jest prawda. Uważam, że lek ma duży potencjał i pomaga. Mało tego, ci, którzy brali amantadynę w zdecydowanej większości, nie mają żadnych powikłań. Mówię o paru tysiącach, natomiast w Polsce to jest grupa nawet kilkuset tysięcy.
R.: Naczelna Rada Medyczna zaleca remdesivir zamiast amantadyny. Dlaczego?
W.B.: Rada Medyczna opiera się na wytycznych FDA, a remdesivir przeszedł skrócony etap badania i sugerowano, że może być przydatny w hamowaniu wczesnych etapów wirusa. Ja nie mam doświadczenia z tym lekiem, ale słyszy się, że jest mało skuteczny. W Polsce mówi się, że może być pomocny na pierwszym etapie. Z własnej obserwacji mogę powiedzieć, że jeśli połączymy te dwa leki, to prawdopodobnie zachodzi efekt synergizmu. Remdesivir najlepiej działa w pH 6-6,5 natomiast w środowisku, w którym przebywa, jest ok. 5,5 pH i on ulega tzw. biodegradacji. Natomiast amantadyna podwyższa pH do 6 i efekt jest lepszy. Z obserwacji pacjentów szpitalnych, którzy mieli podaną amantadynę na remdesivir, wynikały bardzo dobre efekty odbicia. Oparliśmy się na tym i zatwierdzając drugie badanie kliniczne amantadyny, wraz z Agencją Badań Medycznych i Urzędem Rejestracji Produktów Leczniczych, zgodziliśmy się na podanie amantadyny na wszystkie leki włącznie z osoczem. Nie było żadnych przeszkód, więc zawsze mówię, że daliśmy amantadynę dodatkowo — nic nikomu nie zabraliśmy, nie zaburzyliśmy niczego w dotychczasowym leczeniu.
R.: Jak Pan myśli — na jakim etapie pandemii teraz jesteśmy i co nas czeka w najbliższym czasie?
W.B.: Wiadomo, że na przełomie jesieni i zimy oraz zimy i wiosny tych zakażeń będzie dużo więcej. Teraz jest niby mało zachorowań, ale dużo zgonów. Okresy intensywnego słońca nasilają infekcje wirusowe.
R.: To ma coś wspólnego z witaminą D3?
W.B.: Niekoniecznie. Intensywne nasłonecznienie powoduje lekki spadek odporności. Na pewno będą inne mutacje, ale my się nie boimy, bo jeśli będzie wolna wola i nie będzie nagonki na lekarzy, spokojnie moglibyśmy sobie poradzić. Trzeba tylko dać wolną wolę lekarzom i nie mówię o leczeniu wynalazkami, które nie są lekami zarejestrowanymi. Leczyć trzeba lekami ogólnodostępnymi, jeśli widzimy efekty i nie ma za to konsekwencji.
R.: Jest Pan propagatorem amantadyny, na skutek tego stał się Pan osobą medialną. Czy w związku z tym poniósł Pan jakieś koszty emocjonalne? Czy czuł Pan, że za to, że chce Pan pomóc ludziom, płaci Pan wysoką cenę?
W.B.: Jeśli mówimy o nagonkach w prasie, to ja nie miałem nawet ochoty na nie odpisywać. Z wypowiedziami w Ministerstwie się nie zgadzam. Mam wiele argumentów i swoje przekonanie w leczeniu, więc nie był to dla mnie stres tego typu, że coś muszę udowadniać. Jakieś paszkwile nie mają dla mnie znaczenia — ważny jest pacjent i stan jego zdrowia. Pojawiły się też porażki, bo w medycynie nie ma czegoś takiego jak całkowita pewność. Nie jestem Bogiem ani cudotwórcą. Owszem odbiło się to na moim życiu rodzinnym, bo byłem na telefonach prawie 24 godziny. Nie każdy pacjent też leczy się tak prosto, jakby się wydawało i czasem, mimo prawidłowego leczenia, stan może się pogorszyć. Pacjenci nie stosują się też do zaleceń i to odbija się później na ich zdrowiu. Ja miałem takie przypadki, że ktoś w 4. dobie choroby pracował fi - zycznie, będąc w okresie ostrej infekcji oraz w okresie tzw. niewydolności krążeniowej. Pacjenci robią różne niespodzianki, np. pomijają dawki leków i to jest ogromny stres dla nas, jako lekarzy.
R.: Czy sytuacja covidowa zmieniła Pana nastawienie do procedur? Opublikował Pan informację, że „Izba Lekarska może Panu zabrać prawo do wykonywania zawodu i że w tym kraju nie może Pan wykorzystać swojej wiedzy i doświadczenia”.
W.B.: Procedury Izby Lekarskiej w stosunku do mnie nadal trwają. Teraz jesteśmy na etapie przekazywania dokumentacji leczenia z ostatniego roku. To będzie ok. 5 tys. pacjentów i 6,5 tys. wizyt. Nie wiem, w imię czego to wszystko jest robione, ale taka była wola Izby Lekarskiej. Jestem na to przygotowany.
R.: Ma Pan świadomość, że to wymaga dużej odwagi. Wielu lekarzy obawia się zarzutów i słyszymy wiele głosów szczerego podziwu dla Pana postawy.
W.B.: Ja zawsze byłem chłopakiem z charakterem i jeżeli mam wszystkie argumenty w jednej ręce, to czego ja się mam bać? Niczego! Życie mnie nauczyło odporności i walki o swoje. Wszystko osiągnąłem własną pracą. Jako lekarz robiłem bardzo wiele i leczyłem z wielu różnych chorób — może kiedyś będę to publikował. Medycyna to moja pasja.
R.: A Pana zdanie na temat szczepionek?
W.B.: Jeśli chodzi o szczepionki, to uważam, że były robione pospiesznie i w ciągu roku będziemy wiedzieć, czy nasze obawy były słuszne, czy nie. Uważam, że każda wątpliwość powinna być dopuszczona. Nie może być duszona czy karana, bo każdy, kto żyje w wolnym kraju, ma prawo wypowiedzieć się o tym, co uważa. Chyba że nie żyjemy w wolnym kraju... Ja promuję lek i staram się udowodnić światu, że jest pomocny i skuteczny. Wszyscy wiemy, że będą kolejne mutacje i kolejne fale. Nie damy rady zaszczepić wszystkich podczas jednego sezonu. Ten lek zawsze będzie potrzebny. Powinno się też publicznie udostępniać wszystkie informacje, bo im mniej informacji, tym więcej wątpliwości. Jeśli ludzie uwierzą, że podawane informacje są rzetelne i będą mieli przekonanie, to nie są tu potrzebne żadne loterie. Bo loterie z życia czy zdrowia to poważne faux-pas, zwłaszcza w ustach polityków z pierwszych stron gazet, którzy publicznie stoją za nagrodami za zaszczepienie.
R.: Myśleliśmy, że to kaczka dziennikarska, a tu jednak nie...
W.B.: Czy gdyby ktoś dwa lata temu powiedział, że jak Pan będzie chory, to się Pan nie dostanie do lekarza, to czy by Pan uwierzył? Też nie... Jeśli się wyłącza służbę zdrowia z pierwszego etapu leczenia tak zwany POZ., to gdzie Ci pacjenci mają trafi ć? Nie ma możliwości leczenia. Umierają ludzie, bo nikt ich nie leczy.
Redakcja czasopisma Harmonia.
Twoje Zdrowie,
Twoja odpowiedzialność.
Prenumerata: 728 457 165
Stoiska wystawiennicze: 503 447 471
Bilety na konferencje: 728 457 165
Reklama: 503 447 471
Redakcja: 728 457 165
[email protected]
[email protected]
www.harmoniatwojezdrowie.com
facebook.com/harmoniatwojezdrowie
Nagranie z konferencji „Czego Ci lekarz nie powie” 13.11.2021 z G2 Arena Jasionka k. Rzeszowa