Od dziecka chciałam być lekarzem. Myślę, że moja kochana mama mnie tym zaraziła, bo przez wojnę nie zdobyła zbyt wysokiego wykształcenia. Mama zawsze wspierała mnie i moje rodzeństwo, w tym, aby się kształcić. Z perspektywy czasu uważam, że podczas komunizmu, kształcenie było na wysokim poziomie.
Po maturze poszłam na studia na Śląską Akademię Medyczną, którą skończyłam w 1979 roku. Miałam wspaniałych wykładowców – to były czasy, kiedy uczyłam się od prof. Tadeusza Ginko, prof. Franciszka Kokota, prof. Andrzeja Szczeklika, prof. Kornela Gibińskiego, prof. Józefa Gasińskiego i wielu innych gwiazd medycyny w Polsce. Młodzi pewnie już ich nie pamiętają…
Zawsze chciałam być chirurgiem, ale jak przeprowadziłam się z moją rodziną do Niemiec w 1980 roku…, to były początki Solidarności. Niestety, to nie był okres dla kobiet, aby robić medycynę zabiegową w Niemczech. Chirurgia była wówczas traktowana jako męska dziedzina. Dzisiaj po 40. latach sytuacja się zmieniła i jest wiele kobiet pracujących na chirurgii i ginekologii, ale ja jestem już za stara, aby zmienić specjalizację. Jednak to, co robię, daje mi olbrzymią satysfakcję!
Zatrudniłam się w Uniwersyteckiej Klinice w Düsseldorfi e u prof. Zindlera. Był on pierwszym i najważniejszym anestezjologiem i specjalistą w medycynie intensywnej w Niemczech. Stwierdziłam, że jeżeli nie jest mi dane być chirurgiem, to mogę ich pracę obserwować przez parawan operacyjny… Profesor Zindler od lat 50. był pionierem, który chętnie współpracował ze wszystkimi kolegami z innych katedr – wtedy naprawdę była to praca zespołowa. Tam też zrobiłam doktorat. Po zrobieniu specjalizacji z anestezjologii i intensywnej opieki medycznej w 1986 podjęłam pracę w Mathias Spital w Rheine jako zastępca ordynatora. Kierowałam przez 28 lat intensywną terapią, miałam pod sobą 10 sal operacyjnych, a także przeprowadziłam ponad 1 000 akcji na helikopterze ratunkowym SAR24. Bardzo ciężko pracowałam – robiłam czasami 20 dyżurów w miesiącu, aby utrzymać moją pięcioosobową rodzinę. Mam troje kochanych dzieci, jedna jest pasjonatem i naukowcem w Medycynie i Biochemii, druga córka to wspaniały lekarz chorób dziecięcych, a jej brat bliźniak próbuje zaaklimatyzować się zawodowo w USA, w różnych branżach. Jako dobra Ślązaczka i córka mojej mamy, nigdy nie bałam się pracy. Mam przekonanie, że niektórzy potrzebują trzy życia, aby przerobić to, co ja przerobiłam w jednym życiu…
Nie lubię wstawać zbyt wcześnie (całe lata musiałam od godziny szóstej być w szpitalu na nogach, a nie chodzę spać przed północą).
Starałam się moje dzieci wychować kosmopolitycznie, wielojęzycznie, co mi się chyba udało, kładąc nacisk jak moja mama, na wykształcenie i języki. Podróżowałam z nimi często po całym świecie, jeździłam od maleńkości z nimi na narty, uczyłam ich pływać i namawiałam do różnego rodzaju sportu. Nawet karate z nimi robiłam – doszłam do niebieskiego pasa, a moje dzieci do czarnego. Jako dziecko byłam niska, ale bardzo wysportowana (miałam też przezwisko mała, bo gdy mama mnie zapisała do szkoły, to nie miałam jeszcze 6 lat). W klasie byłam najmniejsza, drobna i najmłodsza (moja najlepsza przyjaciółka była za to najstarsza w klasie…, hmm), drobna, ale ruchliwa..., narty, konie, żaglówki, pływanie, nurkowanie, łyżwy fi gurowe, łyżwy szybkie, palant na podwórku, gimnastyka na trzepaku, piłka ręczna…
Ja byłam/jestem lekarzem, którego na pewno interesuje wszystko, co nowe. Czytam prace naukowe krytycznie, zadaje krytyczne pytania, nie boję się nikogo i niczego. Jestem pewna siebie…, ale najchętniej jestem blisko pacjenta. Lubię medycynę praktyczną, namacalną. Oczywiście ilość punktów wymaganych w ramach szkoleń rocznych (obowiązek w Niemczech był na poziomie 40 pkt) był przeze mnie wielokrotnie przekraczany – każdego roku miałam 200 pkt i więcej. Moje IQ mi na to pozwalało.
W latach 1997-1999 nagle zderzyłam się w mojej rodzinie z nowotworami: mama, jedna siostra i teść. Szok! Do tego 1997 roku byłam tylko zainteresowana medycyną akademicką, pojęcia nie miałam, co można robić innego…? Zaczęłam szukać, patrząc na moją zmarnowaną, zniszczoną chemią i naświetleniami siostrę, na teścia, którego miesiące były policzone i na mamę, dla której oprócz operacji, medycyna nie miała żadnych propozycji.
W tym czasie o Medycynie Naturalnej w Polsce, aż do 2017 roku nikt nie miał pojęcia. W Niemczech może kilkaset kolegów. Zaczęłam szukać informacji, kilka książek, nic w internecie. Jedyne dobre źródło informacji to tzw. Medizinische Woche w Baden -Baden, tam byłam co roku, 20 razy! W jednym miejscu 3 000 lekarzy i znachorów (Heilpraktiker – Naturoterapeuta ma u nas swoją pozycję w medycynie) z całego świata! Tam zbierałam informacje, co można robić dodatkowo i wszystko, co do tego należy – specjalne kursy tzw. Medycyny Biologicznej i Komplementarnej, Leczenie Biologiczne Raka. Moim nauczycielem na początku był dr Eugen Miska, były wykładowca Śląskiej Akademii Medycznej, lekarz, biochemik, znachor, farmaceuta i aptekarz. Do tej pory mam z nim kontakt i konsultuję ciężkie przypadki. On mnie zmotywował, abym to dodatkowo robiła. Moja mama i siostra przeżyły swoją chorobę bez nawrotów, teść niestety nie był wtedy do uratowania. Zrobiłam wszystkie wymagane kursy i szkolenia. Szkoliłam się u dr. Miski, a w 2000 roku otworzyłam dodatkowo moją praktykę w szpitalu i pracowałam tak do 2014 roku. Był to dla mnie bardzo intensywny czas. Co roku dokładałam nowe terapie i miałam wciąż nowe pomysły na leczenie.
Oprócz medycyny nadal jeżdżę na nartach, żegluję, pływam i chętnie podróżuję. Moje najpiękniejsze podróże to: francuska Polinezja, Tybet, Nepal (charytatywnie w szpitalu), Australia wielokrotnie, gdzie mam dużo przyjaciół, ale również Europa i USA wzdłuż i wszerz. Przeszłam również szlak św. Jakuba. Od zawsze uwielbiałam taniec. Mam jeszcze trochę życzeń, jak Bóg da mi zdrowie i możliwości. Jestem człowiekiem natury – las, ryby i grzyby, ponadto kocham psy i koty. Od wczesnej młodości interesuję się również polityką.
Od 2018 roku podjęłam dodatkowo do praktyki w Rheine, współpracę z VITALCLINICA w Jelonku koło Poznania. Wszystko zaczęło się od tamtejszego pacjenta i jednocześnie inwestora. Wiem, że powinnam zwolnić tempo w moim wieku, ale sprawia mi radość i satysfakcję, jeżeli mam sukcesy i mogę pomagać. Jestem dla siebie wymagająca, ale też wymagam dyscypliny od pacjentów. Jedno jest pewne – każdego pacjenta traktuję indywidualnie. Nie zostałam nigdzie uhonorowana nagrodami i wyróżnieniami za moją ofi arną pracę. Należę do kilkunastu ważnych Związków Lekarskich. Bardzo cieszy mnie, jak pacjenci albo ich rodziny, nawet po śmierci pacjentów, pamiętają o mnie w moje urodziny, święta i podczas innych okoliczności.
Po 22 latach w tej branży nadal uważam, że najlepsze wyniki w leczeniu są wtedy, jeżeli onkolodzy wykonują swoją pracę nowocześnie i solidnie. I gdy dodatkowo, robi się z sensem medycynę naturalną. To wtedy jest najlepszy sukces dla pacjenta, no i dla mnie! Przez ten czas wypracowałam wiele dobrego i zależy mi, aby moja praca i dziedzictwo było kontynuowane. Chciałabym wspierać młode pokolenie lekarzy swoją wiedzą, umiejętnościami i doświadczeniem. Chętnie przyjmę młodego lekarza i wszystkiego nauczę, zanim wybiorę się na emeryturę!
Redakcja czasopisma Harmonia.
Twoje Zdrowie,
Twoja odpowiedzialność.
Prenumerata: 728 457 165
Stoiska wystawiennicze: 503 447 471
Bilety na konferencje: 728 457 165
Reklama: 503 447 471
Redakcja: 728 457 165
[email protected]
[email protected]
www.harmoniatwojezdrowie.com
facebook.com/harmoniatwojezdrowie
Nagranie z konferencji „Czego Ci lekarz nie powie” 13.11.2021 z G2 Arena Jasionka k. Rzeszowa