Dr Adam Przygoda

Kochani Czytelnicy… zostałem poproszony o ujawnienie garści informacji o sobie… eh…, najtrudniej pisze się właśnie o sobie! Nie sądzę także, żebym był tematem roku New York Timesa…, ale cóż…, naskrobię na życzenie…, ale czytacie na własną odpowiedzialność… 

Ponieważ obraz przekazuje więcej niż 1000 słów, pozwolę sobie ubogacić niniejszą historię małym zbiorem zdjęć i … kto wie… może po przeczytaniu i obejrzeniu dalej będziecie mnie deko lubić… 

A zatem, za górami, za lasami, za siódmą górą, za siódmą rzeką…, czy jak to tam w baśniach jest na początku… narodził się Adam zwany Przygodą, od… w zasadzie samego początku. Urodziłem się w Wyszkowie, na ziemiach, które były zamieszkałe przez moich przodków od XVI wieku. Niestety lub na szczęście, koleje losu mojego dziadka sprawiły, że musiał po II. Wojnie Światowej, uciekać przed komunistyczną policją, ponieważ za pochodzenie szlacheckie mieli go zesłać na Sybir, a całą rodzinę zamordować. Tak oto znalazłem się w przepięknej Ostródzie, gdzie spędziłem całe moje dzieciństwo wśród lasów, jezior Warmii i Mazur, i pewnie to, między innymi, sprawiło, że szczerze kocham przyrodę i pętam się tu i tam, jak tylko mam na to odrobinę czasu…, ale o tym później… Chciałbym w tym momencie pozdrowić moją kochaną Ostródę, Szkołę Podstawową nr 5 – którą nie tylko sam skończyłem, (pozdrowienia serdeczne dla moich nauczycieli!), ale także, przez kilka lat, dużo później, pracowałem jako nauczyciel języka angielskiego…, oj te biedne dzieci! 

Żeby opisać, krótko… i nie nudno… mam nadzieję; po zdaniu matury, postanowiłem udać się do seminarium duchownego, które skończyłem…, ale chyba Pan Bóg nie bardzo widział mnie w roli duchownego i jakoś tak się złożyło, że nim nie zostałem…, to długie dzieje na inną okazję… 

Po skończeniu seminarium o mało nie podjąłem pracy w misji chrześcijańskiej wśród Indian Północnoamerykańskich…, nawet zacząłem uczyć się języka Dakotów… (do dziś znam kilka zdań…), ale jakoś znowu okazało się, że to nie była moja droga… i tak oto zaczyna się moja przygoda z Anglią… hm…, a zawsze twierdziłem, że wyjazd do Anglii znalazłby się dłuuuuugo za Tadżykistanem… jakbym miał wybierać! A tu proszę… 

W Anglii zderzyłem się z medycyną… najpierw na kursach akupunkturowych, a później już poszło po bandzie… i tak, na Sri Lance (bo przecież nie mógłbym inaczej, normalniej, w Anglii… nazwisko zobowiązuje!) najpierw skończyłem kurs akupunktury, a później medycynę i naturopatię. Mam nadzieję, że to nie przeze mnie, ale w pewnych kręgach mój wydział nie był mile widziany i tuż po moim ukończeniu studiów, wydział zamknięto…, pewnie praktyczne szkolenie lekarzy pod kątem medycyny konwencjonalnej i jednocześnie szeroko pojętej naturopatii, nie było na rękę… wielkiemu bratu… cóż…, może znowu takie szczęście… 

Ale… miały być obrazki… o! I właśnie już się pojawiają…, jednakże najpierw chciałbym podziękować osobom, które wywarły ogromny wpływ na moje życie, zarówno zawodowe, jak i osobiste (mojej kochanej żonie i dzieciom podziękuję na końcu…, nie byłoby mnie dziś tu z Wami, gdyby nie moja ukochana, zawsze wspierająca żona…, ale w końcu jesteśmy Ewa i Adam… to przez nas w tym raju…, ale to także inna historia na inny czas…). 

To, jacy ludzie są wokół nas, determinuje, co osiągniemy i gdzie się znajdziemy! To także określa, kim się stajemy. Jest wiele prawdy w powiedzeniu: „z kim przestajesz, takim się stajesz”! Pozwólcie zatem na to, że przedstawię Wam, choć niektórych moich Wielkich i Wspaniałych, którzy sprawiają, że moje życie jest pełniejsze! 

Maria i Stanisław Derejczyk… znamy się od lat 90. i jak to się mówi, z niejednego pieca chleb jedliśmy. Wspaniali ludzie z ogromnym sercem! To dla mnie zaszczyt być Waszym przyjacielem! Wiele nauczyłem się od Was i wiele się jeszcze nauczę; mam nadzieję! A że ogromnie ważne w życiu jest otaczanie się odpowiednimi ludźmi…, nie jestem w stanie przecenić faktu, że jesteście ze mną… no i te nasze gawędy o architekturze zdrowia… 

Pewnego deszczowego poranka zadzwoniłem do mojego serdecznego przyjaciela, doktora Andrzeja Więckowskiego. Jak to ze mną często bywa, wpadłem na szalony pomysł, abyśmy połączyli siły i napisali wspólnie książkę. Wybaczcie moje pewnie nieudolne próby, ale nie jestem w stanie ocenić, jak ogromnie cenię doktora Andrzeja Więckowskiego. To WSPANIAŁY lekarz, z przeogromnym doświadczeniem i przeogromnym sercem do pacjentów! Andrzeju, to dla mnie wielki zaszczyt zaliczać Cię do grona moich przyjaciół! Wykorzystując tę chwilę, chciałbym Ci bardzo podziękować za każdą naszą wspólną chwilę i ogrom wiedzy, którą mogłem od Ciebie otrzymać podczas naszych niezliczonych rozmów i wspólnego czasu! Cieszę się, że pewnego rodzaju owocem naszej przyjaźni i pracy jest nasza wspólnie napisana książka… 

Harmonijne życie to ważna sprawa. Ja jako sangwinik – choleryk, wiem coś na ten temat. Ponieważ, jak pisałem wcześniej, wiem, że moje życie jest ubogacane ludźmi, którzy mnie otaczają, nie mogę nie wspomnieć o Edycie i Bogdanie, wspaniałych twórcach i kapitanach okrętu o nazwie Instytut Promowania Zdrowia, wydawcy Harmonii. Znamy się stosunkowo niedługo, ale jak to często bywa, ludzie jakoś dziwnym trafem od początku znajomości wiedzą, że z „niektórymi nam po drodze”, bardziej niż z innymi. Cenię Was ogromnie, bardzo lubię z Wami rozmawiać i dziękuję, że jesteście w moim życiu. Myślę, że niejedno jeszcze razem zdziałamy, a Wasza wiedza i fachowość w tym, co robicie, jest po prostu legendarna! Na powyższym zdjęciu widzicie też Państwo Katarzynę Karską, która mam nadzieję, już niedługo opowie nam więcej o ziołolecznictwie i metodach Św. Hildegardy. Pozdrawiam serdecznie. 

Na koniec osobistych podziękowań i osobistego przedstawiania osób, które są dla mnie ważne i który wywarli ogromny wpływ na moje życie – i tu OGROMNE PRZEPROSINY DLA TYCH, KTÓRZY SIĘ TU NIE ZNALEŹLI, bo przecież jest Was więcej: dr Maciej Hałasa, dr Waldemar Pawłowski, prof. dr n. med. Andrzej Frydrychowski, Bogdan Rynkiewicz, Sławomir Dulęba, Sebastian Bestrzyński, dr Jan Przybył, dr Michael Wetzler, dr Sam Wyn…, mógłbym ciągnąć tę listę dłuuuuugo…, dziękuję Wam wszystkim, którzy jesteście w moim życiu i wybaczcie, że tu po prostu nie mam wystarczająco miejsca, żeby Was przedstawić i opisać, jak bardzo Was cenię – ale może uda mi się to innym razem… 

Nie mogę, jednakże nie wspomnieć jednej osoby, która naprawdę wywarła ogromny wpływ nie tylko na moje życie, ale i moje postrzeganie medycyny, leczenia, metod pracy, zdrowia…, na pewno zostało ukształtowane przez ostatnie kilka lat znajomości i przyjaźni z tą osobą. Jej przedstawiać nie muszę. Jerzy Zięba, człowiek już legenda, który pomógł nam wszystkim spojrzeć na zdrowie inaczej. Jerzy to dla mnie ogromny zaszczyt, mieć Cię jako przyjaciela, wydawcę naszej książki, nieskończone źródło wiedzy…, cenię sobie nasze rozmowy „tajne przez poufne” … ogromnie CI dziękuję za wszystko, co robisz dla mnie i dla nas wszystkich. Myślę, że za mało docenia się ludzi, którzy są wokół nas! Ja doceniam to, że po prostu jesteś! 

No tak… CI wszyscy i wielu innych są w moim sercu i mam nadzieję, że tam pozostaną! Dzięki Wam m.in. pracuję… na co przedstawiam dowód poniżej…, a nie lekka ta praca jest czasami… hahaha 

Ale co z tą przygodą…? Nie tylko pracą człowiek żyje… czy jakoś tak brzmiało, to powiedzenie… to, że kocham kulturę Indian północnoamerykańskich…, już wiecie. Pasjonuje mnie też historia średniowiecza, na co niemały wpływ miały moja żona i mój najstarszy syn, Mateusz. Na ratunek mojej Damie pędzę, walcząc ze smokami codzienności… i nie tylko… 

Hm… to było jakieś 10 kg temu…! Ale staram się trzymać formę… jakąś tam…

Ale żeby nie było, że jestem drętwy wapniak…, czasami coś namaluję

A czasami coś ugotuję:

Staram się także w wolnej chwili uprawiać sport… lub… może po prostu być aktywnym…, nie wspomniałem, że jakieś 17 lat temu doczołgałem się do brązowego pasa w Kazuku Kenpo Katrate… Pozdrowienia dla mojego Senseia Marcina Danowskiego! Hm… to było jakieś 10 kg temu…! Ale staram się trzymać formę… jakąś tam… 

Bardzo ważna jest dla mnie rodzina. Pozdrawiam i dziękuję za wszystko moim kochanym rodzicom! To dzięki mojej mamie nauczyłem się czytać w wieku… chyba 4 czy 5 lat… na książkach Karola Maya… eh… Mam też nadzieję, że nie jestem dla moich dzieci wapniakiem… staram się, jak mogę…, żeby nim nie być…

Ogromnie dziękuję mojej kochanej żonie za jej wsparcie. Podobno za każdym mężczyzną, który coś w życiu osiągnął, stoi wspaniała żona… nie wiem, czy ja coś wielkiego osiągnąłem, ale na pewno nie byłoby mnie tu, gdzie jestem, bez wsparcia mojej wspaniałej, cudownej, rajskiej żony, Ewy! Dziękuję też za wsparcie i wyrozumiałość moim dzieciom, zwłaszcza gdy znikam na całe dnie lub tygodnie na konferencje, zaszywam się w mojej pustelni rycerskiej z moimi książkami i… nie ma mnie dla nikogo…, bardzo chcę podziękować mojej żonie i dzieciom za to, że naprawdę wykazują ogromnie dużą dozę tolerancji w takich dniach… … i żyli długo i szczęśliwie… tak chyba kończy się każda bajka…, tak powinna kończyć się każda historia. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę przydługą… Mam nadzieję, że Was nie zanudziłem!

Dziękując Wam wszystkim, życzę zdrowia, szczęścia i samych dobrych rzeczy w Waszym życiu… no i odrobinę przygody…, bo z przygodą może czasami trudno, ale na pewno weselej!

Więcej wiedzy na temat zdrowia zdobędziesz na konferencji pt. Czego Ci lekarz nie powie

Te artykuły zyskują na popularności

XV EDYCJA KONFERENCJI

GLIWICE / 20.04.2024

Więcej wiedzy na temat zdrowia zdobędziesz na konferencji Czego Ci lekarz nie powie.

Shopping Cart
Scroll to Top