Dzień dobry doktorze, wróćmy do rozpoczętej ostatnio kwestii jatrogennych „wierzeń” uchodzących często za prozdrowotne oczywistości. a ponieważ w poprzedniej rozmowie zdążyliśmy podać jedynie kilka przykładów z zakresu „systemowego”, zacznijmy dzisiaj od tych z „obozu przeciwnego”.
Proszę bardzo. Przynajmniej o jednej z takich praktyk rozmawialiśmy całkiem niedawno, przy okazji rozmów o jodzie. Chodzi o stosowany dosyć szeroko tzw. test płatkowy, polegający na aplikacji skórnej roztworu jodu i obserwacji dynamiki jego znikania. Rzekomo im szybciej „pomarańczowa plama” znika, tym większy niedobór jodu. Jeśli zaś kolor utrzymuje się, ma to niby oznaczać wysycenie jodem u danej osoby.
Niektórzy posuwają się nawet o krok dalej. Mianowicie, jeśli roztwór jodu zaaplikowany zostanie na okolice mostka i szybko wchłonięty świadczyć to ma o niedoborze jodu w tarczycy, a np. w okolicy podbrzusza — o niedoborze jodu organów rozrodczych... No cóż, wielokrotnie zwracałem już uwagę na fakt, że w tym zakresie dr Guy E. Abraham, wraz z zespołem, przeprowadził kilkanaście już lat temu, badania, opublikowane w artykule „The bioavailability of Iodine Applied to the Skin” (dostępne bezpłatnie na stronie optimox.com). Jednoznacznie zostało tam wykazane, że na „znikanie żółtej plamy” bez porównania większy wpływ niż niedobór jodu ma:
Wynika z tego, że ów test jest zupełnie niemiarodajny…
Niestety i nie można na nim opierać „badania stopnia wysycenia organizmu jodem”. Jod wchłania się przez skórę, oczywiście (jak prawie wszystko zresztą co na skórę zostaje zaaplikowane, dlatego należy uważać na to, co na nią nałożone zostaje), jednak ze względu na cały zestaw parametrów modyfikujących ten proces, nie może on być traktowany poważnie jako miara niedoboru. Zresztą, kolejnym przykładem w tym zakresie jest suplementacja jodu drogą trans dermalną przy niedoczynności tarczycy. Różnica stężenia jodu we krwi po podaniu w ten sposób 2-krotnie większej niż doustnie dawki wynosi kilku nastokrotność na korzyść formy doustnej, w badaniu po dwóch i kilku kolejnych godzinach od podania. O tym jednak również już rozmawialiśmy i wyniki tych badań również można znaleźć do wglądu na stronie wspomnianego Optimox’a. Na marginesie dodam tylko, bo to dosyć często słyszany „argument”, fakt, że dane badania dostępne są tylko w języku angielskim, w żaden sposób nie sprawia, że nie znajdują one przełożenia na rynek polskojęzyczny.
Rzeczywiście, obraz staje się bardziej przejrzysty, a pewne kryteria nabierają konkretnych wymiarów. niedawno, na jednej z internetowych grup, czytałam post poświęcony witaminie d. sugerowano tam zaprzestanie jej suplementacji na około tydzień przed badaniem laboratoryjnym jej poziomu. czy to słuszne zalecenie?
Czy kiedy staje Pani na wadze, to tydzień wcześniej przestaje Pani jeść? Czy kiedy pacjentowi badamy poziom magnezu, wapnia, sodu... to wcześniej odstawiamy wszystkie pokarmy zawierające te pierwiastki? Czy wobec tego, oprócz suplementacji witaminą D należy się również powstrzymać od kontaktu ze słońcem i pozostawać przez tydzień w ciemnym pomieszczeniu?... Myślę, że zestaw tych pytań wystarczy jako odpowiedź na pytanie dotyczące dosyć absurdalnego zalecenia. Niemniej, możemy się pokusić o nieco więcej tytułem odpowiedzi. Połowiczny czas rozpadu, czyli okres, po którym ilość danej substancji spadnie o połowę, wynosi dla witaminy D, ok. 2-3 tygodnie, w zależności od jakości i formy suplementowanej witaminy. Więc przynajmniej teoretycznie, jeśli już mówimy o jakimś okresie karencji, to byłby to taki właśnie dla wit. D i miałoby to wpływ na wynik pomiaru. Jednak jaki miałby być tego sens? Przecież dążymy do utrzymania prawidłowego stężenia witaminy w organizmie, a do utrzymania tych wartości, w naszej szerokości geograficznej i przy dzisiejszym trybie funkcjonowania, niezbędna jest podaż doustna (lub dowolna forma naświetlania promieniami UVB). Przy gigantycznych wręcz niedoborach w zakresie witaminy D (średnia wartość w grupie 50 kobiet w ciąży, badanych w rejonie Warszawy w 2017/18 r., wynosiła... 22ng/ml !!!) paradoksalnie, największą troską pozostaje przedawkowanie i „komiksowe” praktyki około diagnostyczne. A mamy tu jeszcze do czynienia z zaskakującym rozrzutem, jeśli chodzi o podawane przez laboratoria zakresy norm, przy zachowaniu tych samych jednostek (ng/ml), 10-30, 20-50, 30-70, 50-100... Zakres spory i wartości właściwie wzajemnie się wykluczające, bo co w jednym laboratorium będzie już przedawkowaniem, w innym...nawet nie mieści się w granicach normy. I znowu, w razie wątpliwości, tak jak w przypadkach związanych z jodem — Optimox i dr Abraham, Flechas czy Brownstein, odsyłam do dr Michaela Holick’a, niekwestionowanego „mistrza świata” we wszystkim, co tyczy się witaminy D. Zresztą, był On gościem specjalnym międzynarodowego kongresu dotyczącego witaminy D, organizowanego przez Izby Lekarskie (!) w Bydgoszczy, w roku 2017. Polecam zerknąć zarówno na jego skład osobowy, jak i zawartość tematyczną.
Skoro jesteśmy przy witaminie d, to chciałabym zapytać o wapń i generalnie nieco szerzej o suplementację...
Nie jestem pewien czy to dobry pomysł, a zwłaszcza moment, ponieważ to temat nawet nie na inną rozmowę, ale na kolejny cykl...
Ale może uda się, choć w formie skrótowej, bo wydaje mi się, że temat jak najbardziej wpisuje się w nasze aktualne rozważania. w zależności od źródeł istnieje b. duża rozbieżność dotycząca suplementacji. jedni radzą suplementację syntetyczną, inni uzupełnianie wapnia poprzez pożywienie, podając jako jego najobfitsze źródło — mleko pochodzenia zwierzęcego i jego przetwory... Rozpocznę może od podkreślenia zdumiewającego i niedostrzeganego paradoksu. Otóż zarówno systemowi macherzy, jak i lekarze kwestionujący jakąkolwiek suplementację, i piętnujący tę praktykę jako największe oszustwo, sami podają pacjentom... najczęściej wapń i żelazo. Po pierwsze jak inaczej można nazwać taką praktykę, jeśli negujemy termin „suplementacja”? Po drugie — to akurat najbardziej prymitywna i szkodliwa forma uzupełniania niedoborów (no bo oczywiście to nie suplementacja...) tych dwóch pierwiastków. Po trzecie, w tym akurat przypadku to działanie stricte objawowe, no ale... to akurat nie powinno dziwić w przypadku systemu. Aby nie odbiegać jednak od zadanego pytania — wapń należy do tzw. dychotomicznych nutraceutyków, co oznacza, że wykazano jego udział zarówno w poprawie, jak i pogorszeniu stanów chorobowych, tu akurat o charakterze sercowo-naczyniowym. W niedawnej metaanalizie przeprowadzonej na rzecz zdrowia kobiet stwierdzono, że suplementy wapnia (podawane z wit. D lub bez niej) zwiększają ryzyko incydentów sercowo-naczyniowych (zwłaszcza tzw. zawału mięśnia sercowego). Ponadto, nawet w obecności wystarczającej ilości wit. D, nieodpowiednie (forma, dawka), doustne spożycie wapnia może powodować wtórne nadciśnienie tętnicze.
Jak wobec tego poradzić sobie z jego niedoborami?
Przede wszystkim zadbać o prawidłowy poziom wit. D oraz K2. Wówczas mamy zagwarantowane prawidłowe jego wchłanianie oraz dystrybucję w organizmie. Przy nie doborze wit.Dorganizm może wchłonąć jedynie ok. 10%! spożytego wapnia. Ponadto na wchłanianie i dystrybucję wapnia w organizmie mają wpływ również wymieniona już wit. K2, hormon wzrostu, estrogen, testosteron, parathormon... Więc w przypadku uporczywych niedoborów wapnia należy zweryfikować również wymienione czynniki, zamiast... uporczywie odżywiać pacjenta preparatami wapnia. Warto również pamiętać, że na stężenie wapnia, w tym w moczu, wpływają diuretyki tiazydowe, lit, dieta niskosodowa, zmniejszając wydalanie wapnia przez nerki, podczas gdy nadmierne spożycie sodu go zwiększa.
A jeśli chodzi o jego źródła?
Należy wykorzystać naturalne, świetne w tym zakresie, substraty spożywcze takie jak zielone warzywa naciowe (np. pietruszka — 203mg w 100g), orzechy laskowe, migdały (188 — 233mg w 100g), sezam, mak, rośliny strączkowe. Dla porównania — w mleku jest jedynie 119mg na 100g, ale to nie jedyny problem. Akurat tak się składa, że mapa największego spożycia mleka pokrywa się z mapą najczęstszego występowania osteoporozy... Zatrzymajmy jednak tutaj ten temat, a zainteresowanych odsyłam do licznych publikacji z tego zakresu, chociażby łatwo dostępnych opracowań pod red. Thierry Souccard’a.
Czy na zakończenie możemy podać jeszcze choć jeden przykład.
Powinien wystarczyć jeden cytat – „Wszystkie rekomendacje w zakresie kardiologii interwencyjnej powinny zostać ponownie rozpatrzone”, dr ‘s David Brown i Rita Redberg, Uniwersity of California, 2017 r. Chodziło o komentarz do najnowszych i zgodnych ze sztuką (co tu akurat wyjątkowo istotne) badań przeprowadzonych w zakresie efektywności zakładania stentów u pacjentów z dusznicą bolesną stabilną. Porównanie i analiza badań zwanych, dosyć zabawnie zresztą, „ODWAGA, ORBITA, NIEDOKRWIENIE”, dostarczają scenariusza do tragikomedii. Na ich podstawie okazuje się, że stenty nie wykazują żadnej efektywności w przypadku dusznicy stabilnej, a terapia doustna w tym samym przypadku okazuje się 5x(!) tańsza. Tymczasem... procedury stentowania wg najbanalniejszych wskazań jak miały miejsce tak trwają niezachwiane. To pokazuje również bardzo ciekawy mechanizm związany z procedurami, ale do tego wrócimy może przy okazji kolejnej rozmowy.
Na podstawie:
|
Redakcja czasopisma Harmonia.
Twoje Zdrowie,
Twoja odpowiedzialność.
Prenumerata: 728 457 165
Stoiska wystawiennicze: 503 447 471
Bilety na konferencje: 728 457 165
Reklama: 503 447 471
Redakcja: 728 457 165
redakcja@harmoniatwojezdrowie.com
dystrybucja@harmoniatwojezdrowie.com
www.harmoniatwojezdrowie.com
facebook.com/harmoniatwojezdrowie
Nagranie z konferencji „Czego Ci lekarz nie powie” 13.11.2021 z G2 Arena Jasionka k. Rzeszowa