Wszystko zaczęło się z początkiem 2016 roku. Nasza córka Ola, która wówczas miała 15 lat i według nas była okazem zdrowia, z dnia na dzień wydawała się być coraz bardziej zmęczona. Przychodziła ze szkoły i zamiast spędzać aktywnie czas z rodziną, znikała w swoim pokoju, gdzie najczęściej spała.
Jako rodziców z jednej strony nas to niepokoiło, ale z drugiej tłumaczyliśmy to sobie ilością nauki, wczesnym wstawaniem, aby zdążyć do szkoły, a nawet ciężkim okresem dorastania. Oprócz zmęczenia Olę często bolał brzuch, brała wówczas dostępne bez recepty tabletki No-Spa, ale najczęściej jej nie pomagały. Ten objaw też bagatelizowaliśmy, szukając przyczyny w nieodpowiednim pożywieniu: słodyczach, mleku itp. Ta sytuacja trwała wiele miesięcy i raczej nie podejrzewaliśmy niczego złego.
Pod koniec maja Ola wróciła z biwaku harcerskiego z silnym katarem i łzawiącymi oczami. Podejrzewaliśmy jakąś alergię, ale było to dla nas dziwne i zaskakujące, ponieważ córka nigdy nie miała żadnej alergii. Po kolejnych kilku dniach Ola zwierzyła nam się z kolejnego problemu, jaki się pojawił: powiedziała, że zauważyła krew przy oddawaniu stolca wraz z częstymi bólami brzucha. Najpierw to zignorowała, bo krwawienie było niewielkie, ale po jakimś, niestety dłuższym, czasie, kiedy krwawienie się powiększało, w końcu nam powiedziała.
Oczywiście od razu bardzo się zaniepokoiliśmy, a w głowach pojawił się lęk i przerażenie z obawy o zdrowie i życie córki. Jak najszybciej udaliśmy się do lekarza rodzinnego, który jako pierwszą przyczynę takiej sytuacji podał hemoroidy, pasożyty i/ lub alergie. Tego samego dnia, po badaniu, hemoroidy zostały wykluczone i otrzymaliśmy skierowanie na liczne badania laboratoryjne krwi, moczu oraz kału. Wyniki badań krwi niestety budziły wiele wątpliwości ze względu na niski poziom hemoglobiny i żelaza, bardzo wysoki poziom hormonu TSH, który reguluje funkcje hormonalne tarczycy oraz równie wysoki wynik IgE całkowite, potwierdzający obecność alergii.
Po ogólnym badaniu kału wykluczone zostały pasożyty, a także istniejąca alergia. To była już druga połowa czerwca – wówczas córka codziennie skarżyła się na bóle brzucha, krwiste stolce, chroniczne zmęczenie i pogłębiającą się alergię w postaci częstego kichania i rzadkiego kataru. Lekarz pierwszego kontaktu nie mógł znaleźć przyczyny, dlatego pod koniec czerwca, postanowiliśmy pojechać do szpitala w Poznaniu na ostry dyżur. W szpitalu przeprowadzona została konsultacja chirurgiczna, wykonano badanie USG jamy brzusznej i w obliczu wszystkich wymienionych dolegliwości otrzymaliśmy skierowanie do szpitala celem przeprowadzenia w trybie pilnym diagnostyki szpitalnej przewodu pokarmowego.
Córka spędziła w szpitalu kilka dni, w czasie których miała wykonane testy alergiczne, kompleksowe badania krwi, kału i moczu, a także pierwszą gastroskopię. Badanie endoskopowe górnego odcinka przewodu pokarmowego stwierdziło zapalenie błony śluzowej żołądka i dwunastnicy oraz zaburzenia motoryki przewodu pokarmowego. Z kolei potwierdzeniem obecności stanu zapalnego jelit był bardzo wysoki poziom kalprotektyny w kale. Po kilkudniowym pobycie córki w szpitalu nadal nie mieliśmy żadnej konkretnej diagnozy. Testy alergiczne nie wykazały żadnej nietolerancji pokarmowej, wykluczona została także alergia na gluten. Testy pokazały jedynie alergię wziewną na pyłki traw oraz żyto. Kolejne badania kału ponownie nie wykazały pasożytów. Szpital ten w tym czasie nie miał możliwości wykonania badania kolonoskopowego, dlatego otrzymaliśmy kolejne skierowanie do innego szpitala w Poznaniu. Kolejny szpital, kolejne badania laboratoryjne i pierwsza kolonoskopia, która wykazała zmiany zapalne jelita grubego z licznymi nadżerkami. Podczas badania pobrano również wycinki do badania histopatologicznego. Córka została wypisana ze szpitala z rozpoznaniem nadżerkowego zapalenia błony śluzowej jelita grubego oraz obserwacji w kierunku wrzodziejącego zapalenia jelita grubego, natomiast wynik badania histopatologicznego brzmiał: przewlekłe, niesklasyfikowane zapalenie błony śluzowej jelita grubego niskiego stopnia oraz brak wykładników nieswoistej choroby zapalnej jelit. Leczenie polegało na podawaniu wlewek doodbytniczych zawierających lek przeciwzapalny (mesalazynę), probiotyk oraz żelazo w tabletkach z uwagi na niski jego poziom, a także inne leki o działaniu energetycznym dla nabłonka przewodu pokarmowego.
Zalecona terapia głównym lekiem przeciwzapalnym trwała miesiąc. Krwawienia ustały, jednak córka nadal czuła się bardzo słaba i często bolał ją brzuch. Mimo braku zaleceń żywieniowych, już w tamtym czasie staraliśmy się ograniczyć pszenny gluten oraz nabiał. Niestety, po pół roku dolegliwości się nasiliły i wróciło krwawienie z dolnego odcinka przewodu pokarmowego – tym razem silniejsze niż za pierwszym razem. Był to dla nas cios – nie wiedzieliśmy co dalej robić, do kogo się zwrócić o pomoc.
Zaczęliśmy praktycznie od początku. Lekarz pierwszego kontaktu znów zlecił badania krwi, w tym badanie kalprotektyny w kale. Wynik podobnie jak poprzednio był bardzo wysoki. W związku z nawrotem, Ola znów trafiła do szpitala. Od razu dostaliśmy od lekarza zalecenie, aby Ola unikała błonnika. W czasie dwutygodniowego pobytu w szpitalu, córka ponownie przeszła serię badań krwi, moczu, kału, gastroskopię, kolonoskopię, a także dodatkowo rezonans magnetyczny jelita cienkiego celem potwierdzenia bądź wykluczenia choroby Leśniowskiego-Crohna oraz badania gęstości kości. Poprosiliśmy także o badanie poziomu witaminy D3 (metabolit 25-OH), jednak spotkaliśmy się z oporem ze strony lekarzy i w odpowiedzi usłyszeliśmy, że ten oddział „nie wykonuje tego badania” – ostatecznie wykonano badanie i okazało się, że poziom witaminy D3 był na dramatycznie niskim poziomie i wynosił 4,7 ng/ml.
Kolejny pobyt w szpitalu znów nie dał odpowiedzi na przyczynę choroby córki, ani też nie została postawiona ostateczna diagnoza. Na podstawie przeprowadzonych badań wysunięto jedynie podejrzenie wrzodziejącego zapalenia jelita grubego. Na pytanie, jaka jest przyczyna tego rodzaju dolegliwości, otrzymaliśmy odpowiedź, że są to choroby autoimmunologiczne, przewlekłe i nieuleczalne! Pod koniec pierwszego tygodnia pobytu w szpitalu i po wykonaniu większości badań, włączono leczenie, podobnie jak poprzednio, oparte na lekach przeciwzapalnych (mesalazyna). Jednak tym razem, że względu na dużo większy i bardziej rozległy – odcinkowy – stan zapalny jelit, lek ten nie skutkował. Zaproponowano włączenie leczenia opartego na sterydoterapii systemowej lekami z grupy glikokortykosteroidów o silnym działaniu przeciwzapalnym, immunosupresyjnym i cytotoksycznym. Cały pobyt córki w szpitalu wiązał się nie tylko z serią wielu badań, ale także z naszymi częstymi rozmowami z lekarzami. Rozmowy te były bardzo trudne, ponieważ lekarze nie chcą słuchać o obawach i zastrzeżeniach rodziców i najczęściej traktowali nas jak głupków.
W rozmowach tych nie chodziło nigdy o to, by lekarz był otwarty na różne sposoby terapii, ale o to, by przekonać nas, że sterydoterapia jest na ten moment jedyną i najlepszą metodą, mimo że jej efekty są tak bardzo szkodliwe dla zdrowia ludzi, a co więcej – nie usuwają przyczyn, a jedynie symptomy. Nie mając wyboru, a dodatkowo sugerując nam brak opieki lekarskiej w przypadku braku zgody, zaakceptowaliśmy proponowane przez szpital leczenie, tłumacząc to koniecznością szybkiego wyeliminowania nieustannego krwawienia z dolnego odcinka przewodu pokarmowego. Po zastosowaniu zaproponowanej sterydoterapii wraz wieloma innymi lekami, krwawienie ustąpiło. Po wyjściu ze szpitala, przez następne trzy miesiące córka kontynuowała leczenie, przyjmując bardzo duże ilości leków, w tym steroidy i leki immunosupresyjne. Przyjmowane leki oczywiście dawały szereg skutków ubocznych, ale wierzyliśmy, że młody organizm sobie poradzi, a co najważniejsze córka wyzdrowieje. Ponadto szukaliśmy innych sposobów, żeby wesprzeć córkę w chorobie, m.in. wprowadzaliśmy różnego rodzaju suplementy w postaci witamin i minerałów, w tym duże dawki witaminy D3. W konsultacji z dietetykiem onkologicznym stosowaliśmy dietę opartą głównie na gotowanych warzywach, wykluczyliśmy zupełnie nabiał, pszenny gluten i cukier. Specjalnie sprowadziliśmy ze Stanów Zjednoczonych suplement, który przywraca równowagę bakteryjną w jelitach o nazwie Restore. Ponadto Ola przyjmowała dożylnie duże dawki witaminy C wraz z glutationem. Niestety, po dwóch miesiącach od momentu odstawienia sterydów i większości pozostałych leków, krwawienie znów wróciło razem z bólami brzucha i zaparciami.
Byliśmy zrozpaczeni. Chcieliśmy pomóc córce, ale sami nie wiedzieliśmy jak. Kiedy zaczęły się problemy zdrowotne Oli, nasza świadomość dotycząca sposobu leczenia była już inna niż przeciętnego Kowalskiego. Cztery lata wcześniej babcia Oli zmarła na nowotwór. Z jednej strony, w czasie choroby i leczenia naszej Mamy byliśmy zwolennikami medycyny akademickiej, a z drugiej widzieliśmy, jak ta medycyna zawodzi. Nasz brat szukał rozwiązań w medycynie niekonwencjonalnej, dzięki czemu nasza Mama żyła dłużej niż lekarze prognozowali. Po śmierci Mamy intuicja podpowiadała nam, że to nie było dobre i właściwe leczenie. Ponadto sami często czuliśmy się zmęczeni i bez energii, dlatego zaczęliśmy interesować się zdrowym trybem odżywania i szukaliśmy różnych informacji, jak czuć się lepiej. Rok temu zmarła nasza ciocia, również na nowotwór, i jej również medycyna akademicka nie pomogła. Wiedzieliśmy już, że choćby nie wiem co, nie chcemy, aby Ola znów wróciła do szpitala. Ponownie ta sama procedura i zapewne większe dawki sterydów.
To byłaby najszybsza droga, by nasza piękna, inteligentna córka stała się okaleczona. Widzieliśmy jak w programach telewizyjnych czy Internecie pokazują historie ludzi , którzy mają podobne objawy, jakie miała Ola, a szpitalne procedury i leczenie sterydami spowodowało silne osłabienie działania układu odpornościowego. Wrzodziejące zapalenie jelita grubego należy do chorób zapalnych jelit. Jest to choroba przewlekła, prowadząca do wyniszczenia organizmu poprzez zaburzenie wchłaniania substancji odżywczych w jelicie. Sposób leczenia proponowany przez medycynę konwencjonalną, doprowadzał niejednokrotnie do ostrego rozdęcia okrężnicy albo częściowego lub całkowitego usunięcia jelita grubego. Takiego „leczenia” nie chcieliśmy dla naszego dziecka.
Przez kilka różnych wydarzeń odbywających się w Polsce, mających na celu zwiększenie świadomości na temat naturalnych metod leczenia oraz rozmów z wieloma ludźmi, którzy aktywnie działają w tym środowisku, trafiliśmy na lekarza, który z wielkim powodzeniem i skutecznością w leczeniu pacjentów, łączy metody stosowane zarówno przez medycynę konwencjonalną, jak i niekonwencjonalną. Doktor Valerii Domrachev, bo o nim mowa, bardzo szybko przyjął córkę. Na pierwszej wizycie przeprowadził komputerową diagnostykę funkcji narządów. Przed diagnozą nie mówiliśmy doktorowi zbyt wiele o problemach córki – on sam nawet nie chciał zbyt wiele wiedzieć – nie był nawet zainteresowany obszerną dokumentacją medyczną, którą mieliśmy. Po przeprowadzonej diagnozie lekarz dokładnie opisał stan zdrowotny naszej córki, omawiając każdy istotny narząd ludzkiego organizmu.
Lekarz zdiagnozował u Oli bardzo wysoką dysbakteriozę (brak bakterii probiotycznych – prozdrowotnych lub ich zbyt mała ilość w jelitach), natomiast bardzo mocno podwyższona ilość bakterii chorobotwórczych oraz pasożytów w postaci glist ludzkich i grzybów z rodzaju Candida. Po usłyszeniu diagnozy byliśmy, delikatnie mówiąc, zdumieni i zdezorientowani. Bakterie i pasożyty... – przecież kilkukrotnie w laboratoriach, a także w szpitalu było wykonywane badanie kału również pod tym kątem i za każdym razem nie wykazano pasożytów...!? Według dr. Domracheva to właśnie glisty ludzkie powodują rany śluzówki w postaci zdiagnozowanych poprzez kolonoskopię licznych nadżerek. Środowisko jelit stworzone przez glisty bardzo mocno sprzyjało namnożeniu się grzybów oraz bakterii chorobotwórczych, które w konsekwencji doprowadziły do krwawień z dolnego odcinka przewodu pokarmowego. Organizm w takim stanie ma bardzo mocno upośledzony proces wchłaniania wartości odżywczych na poziomie komórkowym błony śluzowej jelit, dlatego Ola nie miała siły i energii. Doktor Domrachev zalecił wówczas odstawienie wszelkich suplementów, bo i tak się nie wchłaniają, a także w dalszym ciągu unikanie nabiału, błonnika, pieczywa pszennego oraz surowych owoców i warzyw.
Mniej więcej w tym samym czasie otrzymaliśmy od naszego lekarza rodzinnego i pani koordynator ds. zarządzania sugestię, aby skontaktować się z poznańskim prywatnym centrum medycznym, które jest nowatorskim ośrodkiem zajmującym się nowoczesną diagnostyką medyczną w ujęciu zarówno komercyjnym, jak i naukowym. W ośrodku wykonaliśmy badanie diagnostyczne pojedynczej próbki kału. Na jej podstawie dokonano skanu ekosystemu jelitowego, natomiast na podstawie piśmiennictwa naukowego oraz dolegliwości pacjenta, opracowana i przygotowana została propozycja celowanej suplementacji probiotycznej.
Badanie trwało miesiąc. Wynik tego badania wraz pełnym szczegółowym opisem potwierdził wszystko to, co usłyszeliśmy od dr. Domracheva. Oto fragment tego opisu: „W badanym materiale wykazano silne zmniejszenie liczebności niezbędnych dla zdrowia bakterii z rodzaju Bifidobacterium oraz obniżenie stymulujących odporność bakterii z rodzaju Enterococcus. Jednocześnie zaobserwowano silny przyrost chorobotwórczych bakterii proteolitycznych (gnilnych) i bardzo silny przerost potencjalnie chorobotwórczych bakterii z rodzaju Clostridium. Podwyższona jest także liczebność drożdżaków z rodzaju Candida. Dysbioza jelitowa wywiera istotny wpływ na pogorszenie zdrowia i samopoczucia i może prowadzić do rozwoju i/lub podtrzymania wielu chorób. W konsekwencji zamiast korzystnych dla zdrowia procesów, mogą zacząć przeważać procesy niekorzystne, sprzyjające rozwojowi choroby. Bakterie potencjalnie szkodliwe mogą prowadzić procesy gnilne w przewodzie pokarmowym, wytwarzać toksyny wpływające nawet na oddalone od jelita układy i narządy organizmu oraz produkować substancje działające kancerogennie (sprzyjają rozwojowi nowotworów). Dochodzi także do nadmiernego rozrostu grzybów drożdżopodobnych, co może prowadzić do kandydozy organizmu”.
Szczerze mówiąc, kiedy po raz pierwszy trafiliśmy do dr. Valeriego Domracheva i po tym, co usłyszeliśmy, byliśmy sceptyczni, bo pierwszy raz spotkaliśmy się z zupełnie innym podejściem do pacjenta, choroby i leczenia. Pan doktor był tak pewny tego, co mówi, że mu zaufaliśmy. Ponadto dr. Valerii potraktował nas poważnie, ze współczuciem, ale i z wielkim sercem. Podczas wizyty czuć było, że jest to osoba, która chce nam pomóc i wie co robi, a przede wszystkim ma dla nas czas – każda wizyta trwała od 30 do 60 minut, a doktor nigdy nie patrzył na zegarek. Już po pierwszym zabiegu Olę przestał boleć brzuch i minęły jej zaparcia. Po kolejnych 6–8 zabiegach córce zaczęło zmniejszać się krwawienie. Po kilkunastu zabiegach krwawienie ustąpiło zupełnie i nie wróciło do dnia dzisiejszego. Od tego czasu minęło już ponad 4 miesiące. Leczenie polegało na zastosowaniu kompleksowej biorezonasowej oraz informacyjnej, a także ziołowej terapii, która działała przeciwko glistom, bakteriom chorobotwórczym i grzybom, a kolejnym równie istotnym celem było i w dalszym ciągu jest odbudowanie prozdrowotnej mikroflory bakteryjnej jelit poprzez odpowiednio dopasowaną do przypadku konkretnego pacjenta, celowaną i zawierającą odpowiednie szczepy probiotykoterapię.
Ola czuje się bardzo dobrze, prowadzi zdrowy tryb życia, w dalszym ciągu przyjmuje odpowiednie probiotyki, a także witaminy i minerały, nie ma żadnych alergii i jest pod stałą opieką dr. Valeriego.
Anna i Paweł, rodzice Oli
Redakcja czasopisma Harmonia.
Twoje Zdrowie,
Twoja odpowiedzialność.
Prenumerata: 728 457 165
Stoiska wystawiennicze: 503 447 471
Bilety na konferencje: 728 457 165
Reklama: 503 447 471
Redakcja: 728 457 165
[email protected]
[email protected]
www.harmoniatwojezdrowie.com
facebook.com/harmoniatwojezdrowie
Nagranie z konferencji „Czego Ci lekarz nie powie” 13.11.2021 z G2 Arena Jasionka k. Rzeszowa