Oto co o wiarygodności publikowanych badań medycznych z wielką ostrożnością powiedział dr Richard Horton, redaktor naczelny najbardziej szanowanego pisma medycznego na świecie „The Lancet” (2017 Impact Factor 47.837):

„[…] większość literatury naukowej, być może połowa, może być po prostu nieprawdą. W badaniach na próbkach o niewielkich rozmiarach, z nieznaczącymi wynikami, z błędnymi analizami i rażącymi konfliktami interesów wraz z gonitwą za modnymi trendami o wątpliwym znaczeniu, nauka zwróciła się ku ciemności”:

  • https://www.collective-evolution. com/2015/05/16/editor-in-chief-of- worlds-best-known-medical-journal- half-of-all-the-literature-is- false/ Powiedział też, że „pomyłką jest oczywiście myślenie, że recenzowanie prac naukowych, a więc ich weryfikacja, jest czymś więcej, niż tylko szukaniem akceptowalności w celu dopuszczenia do druku, ale nie wiarygodności nowych odkryć. Redaktorzy i naukowcy bardzo nalegają na recenzowanie. Przedstawiają je opinii publicznej jako proces nieomal święty, który pomaga uczynić naukę najbardziej obiektywną relacją o rzeczywistości. Ale wiemy, że system wzajemnej weryfikacji badań naukowych jest stronniczy, niesprawiedliwy, niezrozumiały, niekompletny, łatwy do oszukania, często obraźliwy, zwykle ignorancki, czasami głupi i często błędny”! OK, może ten renomowany Horton po prostu oszalał? Jednostkowy przypadek, jak mawiają lekarze. A może ma „depresję”? Chyba jednak jest przy zdrowych zmysłach. Piastująca przez 20 lat podobne stanowisko dr Marcia Angell, lekarz i długoletni redaktor naczelny „New England Journal of Medicine”, kolejnego pisma z grupy najbardziej prestiżowych czasopism medycznych na świecie (2016/2017 Impact Factor 72.406), przedstawia podobny pogląd, stwierdzając: „Po prostu nie można już wierzyć w publikowane wyniki badań klinicznych lub polegać na ocenie znanych lekarzy i rekomendacjach medycznych. Nie sprawia mi przyjemności taki wniosek, do którego dochodziłam stopniowo i niechętnie przez dwie dekady na stanowisku redaktora naczelnego”:
  • https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/ articles/PMC2964337/ doi: 10.1371/journal.pmed.1000355

Zanim przejdziemy dalej, zwracam uwagę, że do prac dr Angell warto wrócić i zapoznać się z jej artykułem Koncerny farmaceutyczne i lekarze: historia korupcji:

  • https://www.nybooks.com/articles/ 2009/01/15/drug-companies- doctorsastory-of-corruption/ Przytoczę fragment: „Większość lekarzy bierze pieniądze lub otrzymuje prezenty od firm farmaceutycznych w taki czy inny sposób. Wielu zostaje płatnymi konsultantami, wykładowcami na spotkaniach sponsorowanych przez firmy, niby-pisarzami prac napisanych przez te firmy lub ich pracowników i niby-naukowcami, których wkład często polega na podawaniu ich pacjentom leków i przekazywaniu pewnych informacji. Jeszcze więcej lekarzy otrzymuje bezpłatne posiłki i prezenty. Ponadto firmy farmaceutyczne dofinansowują większość spotkań organizacji zawodowych lekarzy i edukacji medycznej potrzebnej lekarzom w celu utrzymania prawa wykonywania zawodu. Nikt nie zna całkowitej kwoty przekazywanej przez firmy farmaceutyczne lekarzom, ale na podstawie rocznych raportów dziewięciu największych, amerykańskich firm farmaceutycznych szacuję, że kwota dochodzi do dziesięciu miliardów dolarów rocznie. W ten sposób przemysł farmaceutyczny zyskał gigantyczną kontrolę nad tym, jak lekarze oceniają i wykorzystują ich produkty. Szerokie powiązania z lekarzami, zwłaszcza ze starszymi wykładowcami wyższych uczelni w prestiżowych akademiach medycznych, wpływają na wyniki badań, sposób podawania leków, a nawet kryteria określające chorobę [np. poziom cholesterolu, który kwalifikuje do podania statyn – mój przypis]”.

Przy okazji tej publikacji dr Angell dodam, że w latach 2009–2014 koncerny farmaceutyczne zgodziły się dobrowolnie zapłacić Departamentowi Stanu USA 13 miliardów dolarów tylko za odstąpienie od procesów za korumpowanie lekarzy. Dla tego przemysłu to groszowe sumy w porównaniu z uzyskanymi z korupcji korzyściami. Szczegóły tutaj:

  • https://projects.propublica.org/graphics/ bigpharma I co? Departament odstąpił od procesów i nikt nie poniósł kary! Kolejny przykład. Koncern Teva Pharmaceutical Industries zgodził się zapłacić 519 milionów dolarów za korumpowanie rządów Rosji, Ukrainy i Meksyku. Dotyczyło to „leku” na stwardnienie rozsiane o nazwie Copaxone. To jeden z bestsellerów branży farmaceutycznej, który przynosi rocznie ponad 5 miliardów dolarów:
  • https://www.pharmaceutical-journal. com/news-and-analysis/ news-in-brief/teva-agrees-to-pay -us519m-to-settle-corruption-charge/ 20202136.article Jednym z wielu czarnych charakterów medycyny jest Henry I. Miller. Jest on profesorem Stanford University, który od lat propaguje GMO. Okazało się, że (jak to nazwały niezależne portale, a ja naprawdę nie mogłem się powstrzymać od dosłownego tłumaczenia) był „prostytutką naukową” Monsanto. W artykule opublikowanym w magazynie „Forbes” w 2015 r. zaatakował decyzję Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem (oddział Światowej Organizacji Zdrowia), która sklasyfikowała główny składnik produktów Monsanto – glifosat – jako prawdopodobny czynnik rakotwórczy. Ujawniono e-maile między pracownikami Millera a pracownikami Monsanto, które pokazują jasno, że to ta firma napisała artykuł, a Miller tylko dodał kilka słów przed publikacją. Wygląda na to, że Henry I. Miller to kłamca, a „Forbes” chyba nie po raz pierwszy okazał się propagandowym szmatławcem korporacji Monsanto. Ten profesor to prawdziwy skarb. Zanim został prostytutką Monsanto, był wielkim „naukowym” propagatorem tytoniu! Monsanto i jej prostytutki z tytułami naukowymi aktywnie zatruwają kłamstwami wszystkie możliwe źródła informacji, m.in. media, Wikipedię, a nawet blogi internetowe, które próbują przy okazji uciszyć wszystkich naukowców odkrywających przerażającą prawdę o GMO, jak np. zespół pod kierunkiem Gilles-Erica Séralini:
    • https://enveurope.springeropen.com/ articles/10.1186/s12302-014-0014-5
    • https://doi.org/10.1186/s12302-014- 0014-5

Jeżeli masz ochotę, to możesz przeanalizować też „Poison Papers Project”: https://www.poisonpapers.org/

  • […] Zamieszczono tam ponad 200 000 tajnych dokumentów, które powstały między latami 60. a 90. Składają się one z raportów z badań, notatek służbowych, protokołów spotkań, korespondencji i zeznań przysięgłych. Odsłaniają kulisy korupcji i wieloletnich, kryminalnych powiązań między prominentnymi urzędnikami agencji rządowych USA a firmami chemicznymi. Skandal obejmuje m.in. Agencję Ochrony Środowiska USA (EPA), Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności i Leków (FDA) i Departament Obrony USA wraz z największymi producentami chemikaliów, takimi jak Monsanto, Dow i Dupont. W rzeczywistości obejmował każdą firmę chemiczną, która wtedy istniała. Wszystko to miało na celu ukrywanie informacji o toksyczności chemikaliów, również tych stosowanych w rolnictwie.

Podsumowując: czy oznacza to, że nie należy opierać się o publikowane prace badawcze? Nic podobnego. Trzeba jedynie umieć rozpoznać te rzetelne, bez konfliktu interesów i przeprowadzone w oparciu o właściwą metodologię. Cały rozdział 10. książki Mit chorób nieuleczalnych i wielki biznes jest poświęcony temu właśnie tematowi.

Artykuł składa się z fragmentów nowego wydania książki Mit chorób nieuleczalnych i wielki biznes, dostępnego w zestawie z książką Kuchnia Neo, autorstwa Neo Jacka Safuty, który publikuje również w czasopismach związanych ze zdrowym stylem życia oraz prowadzi na Facebooku stronę i grupę Neo — Mit chorób nieuleczalnych i wielki biznes

Więcej wiedzy na temat zdrowia zdobędziesz na konferencji pt. Czego Ci lekarz nie powie